Parafia, to wspólnota wielu ludzi obdarzonych różnymi talentami i żyjących troską o Kościół.
Rozważanie drogi krzyżowej w rodzinie
Rozważania drogi krzyżowej pochodzą z Parafii p.w.
Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Rudniku-Stróży
http://www.rudnik-stroza.sandomierz.opoka.org.pl/index.php
Stojąc przed sądem Piłata, Jezus powiedział: Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie (J 18, 37). Piłat zaś zapytał: „Cóż to jest prawda?" Zadał pytanie, ale nie czekał wcale na odpowiedź. Czyżby nie wierzył, że jest możliwa? A może kpił? Lekceważył wartość prawdy?
A tymczasem bez prawdy nie da się zbudować żadnej szczerej relacji z drugim człowiekiem, nie da stworzyć dobrej rodziny, bo żeby żyć razem, trzeba sobie ufać, a nie da się zaufać komuś, kto kłamie.
Panie Jezu, Ty jesteś Prawdą. Przed swoją śmiercią modliłeś się do Ojca za Apostołów: Uświęć ich w prawdzie (J 17, 17). Stojąc przed Tobą w gronie naszej rodziny, prosimy: uświęć nas w prawdzie. Niechaj prawda stanie się podstawą naszego rodzinnego życia - prawda we wszystkim, w najmniejszych nawet szczegółach życia. Niech wszystko, co robimy, będzie dawaniem świadectwa prawdzie.
Krzyż Chrystusa - to nie była tylko drewniana belka, fizyczny ciężar, który trzeba było przenieść z jednego miejsca na drugie. Krzyż Chrystusa - to był przede wszystkim duchowy i psychiczny ciężar ludzkich grzechów, cały ich ogrom, przygniatający do ziemi i paraliżujący. Krzyż Chrystusa - to była bolesna świadomość odrzucenia najczystszej, najszczerszej miłości. Wśród tego bezmiaru ludzkich win, które Chrystus dźwigał na swoich barkach, były też i nasze grzechy, grzechy całej naszej rodziny, grzechy każdego z nas.
Panie Jezu, żyjąc w rodzinie, jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem - nie tylko za swoje potrzeby materialne, bezpieczeństwo i zdrowie, ale również - a może przede wszystkim - za swoje zbawienie. Pomóż nam wspierać się nawzajem w dobrym, pomagać sobie w walce z grzechem, wspierać się we wspólnym dążeniu do świętości.
Ciężar ludzkich grzechów, ciężar szyderstw rozlegających się wokół, ciężar lekceważenia, ciężar odrzuconej, podeptanej miłości - był zbyt wielki. Zbyt trudny do zniesienia. Jezus upadł, wśród śmiechu i drwin, okładany rózgami, kopany i opluwany.
Od tamtego czasu minęło dwa tysiące lat, ale kpiny nie ucichły, kopniaki nie ustały, bicz nadal jest w ruchu.
Panie, ponieważ wciąż są na świecie ludzie, którzy z Ciebie kpią, którzy za nic mają Twoją wielką miłość do człowieka, pragniemy w naszym rodzinnym życiu i w każdym środowisku, w którym na co dzień przebywamy, wynagradzać Ci te zniewagi poprzez czynienie dobra. Chcemy odpowiadać dobrem na zło, chcemy umieć iść „pod prąd", przeciwstawiać się złu, bronić tych, którym źle się dzieje. Dopomóż nam w tym, Panie.
W tłumie ludzi tłoczących się wokół niosącego krzyż Jezusa była Maryja Matka. Potrącana, spychana na bok, niosąca w sercu nieopisany ból - ból matki.
Macierzyństwo to wielki dar. Często jednak łączy się on z krzyżem i cierpieniem. Zwłaszcza kiedy patrzy się na cierpienie swego dziecka, na jego zagubienie, poplątane ścieżki... Jakże wielką sprzymierzeńczynią jest dla każdej matki Maryja - która rozumie, współczuje, pomaga i oręduje, która uczy i wskazuje drogę.
Matko nasza, Maryjo, wzorze pięknego macierzyństwa, wspieraj wszystkie matki w ich matczynym trudzie, zwłaszcza te, których macierzyństwo naznaczone jest szczególnie ciężkim krzyżem. Idź z nimi po ich drodze krzyżowej i wypraszaj dla nich potrzebne łaski.
Szymon Cyrenejczyk dostąpił zaszczytu dźwigania krzyża Chrystusowego. Choć pewnie pochłonięty swoimi sprawami, nie uznał tego wcale za zaszczyt, a jedynie za niepotrzebny kłopot, zwyczajną stratę czasu.
Żyjąc w rodzinie, często nosimy krzyże swoich bliskich. Najczęściej robimy to z miłości, bierzemy na siebie czyjś ciężar, bo kochamy. Czasami jednak robimy to z przymusu, nie mając innego wyjścia.
Panie Jezu, spraw, abyśmy doceniali wartość krzyża w swoim życiu, wartość wyrzeczeń i rezygnacji z siebie na rzecz kogoś drugiego. Abyśmy mieli świadomość, że każda nasza służba, każdy dobry czyn, każdy akt szczerej miłości - to ujmowanie Ci ciężaru, cyrenejska pomoc. Pragniemy być takimi Cyrenejczykami wobec siebie nawzajem - w rodzinie i wszędzie tam, dokąd nas każdego dnia posyłasz. Bo pomagając ludziom, pomagamy Tobie.
Weronika dotknęła umęczonej twarzy Jezusa swoją chustą. Chciała zmyć z niej brud, krew i pot, aby odsłonić jej prawdziwe piękno.
Jakże inna była umęczona twarz Chrystusa od twarzy znanych z kolorowych czasopism, reklam czy billboardów; jakże inna była od tych twarzy, które zdają się mieć tylko zewnętrzną stronę, bez żadnej głębi, i z których nic nie da się wyczytać, bo są jak książka w pięknej oprawie, ale bez treści. Cierpiąca i pozbawiona piękna twarz Chrystusa, bez upiększeń i retuszów, wyrażała bezdenną głębię, mówiła wszystko o Bogu i Jego miłości do człowieka. Była księgą, którą można czytać bez końca.
Panie, daj nam, małżonkom, umiejętność takiego patrzenia na siebie, abyśmy w swoich twarzach zawsze widzieli piękno, niezależnie od upływu lat i przybywających zmarszczek i abyśmy umieli czytać w nich to, co kryje serce. Spraw, aby również nasze dzieci umiały dostrzegać i doceniać w ludziach piękno duszy, nie szukając wyłącznie piękna ciała.
I znowu krzyż przygniótł Go do ziemi. Znowu te same szyderstwa, znowu te same kopniaki i ten sam bicz. Podniesie się albo skona na ulicy? Podniósł się, bo kocha, bo wie, że musi donieść ten krzyż i na nim zawisnąć, aby zbawić. Aby pokazać, jak bardzo kocha!
Upadamy. Czasami bardzo nisko. Każdy na swój sposób, każdy po swojemu. Chodzi o to, aby wstać, aby nie skonać na bruku. Warto wstać. Wstać z miłości. Bo o miłość tu najbardziej chodzi.
Panie Jezu, upadając i podnosząc się, pokazałeś nam, że nie wolno nigdy trwać w upadku, że trzeba się z niego zawsze podnieść. I dalej kochać. Spraw, abyśmy w naszej rodzinie pomagali sobie nawzajem powstawać z upadków. Abyśmy umieli też dostrzegać tych, którzy wokół nas upadają i którym trzeba podać rękę i wesprzeć modlitwą, aby mogli się podźwignąć. Abyśmy umieli kochać. Bo o miłość tu najbardziej chodzi. Nieważne, jak nisko się upadło, ale ważne, czy wystarczająco mocno się kocha, aby powstać i aby podać rękę temu, kto sam nie potrafi tego zrobić .
Dobrze, że oprócz tych, którzy szydzili, przeklinali i wygrażali pięściami, byli na drodze krzyżowej także tacy, którzy współczuli i płakali. Pan Jezus wiedział, że tylko oni mają serca na tyle wrażliwe i otwarte, aby mógł do nich przemówić i przekazać im swoje ostatnie pouczenie. Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! (Łk 23, 28).
Jakże często wolimy rozprawiać o czyimś życiu, czyichś kłopotach i problemach niż o swoich własnych, bo to odciąga naszą uwagę od tego, co w nas samych wymaga naprawy.
Panie Jezu, niechaj Twoje pouczenie „płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi" będzie dla nas przestrogą, aby „naprawianie świata" zawsze zaczynać od siebie, od swojej rodziny. A innym raczej spieszyć z pomocą, niż komentować to, co ich w życiu spotyka.
Wśród czternastu stacji drogi krzyżowej są aż trzy, przy których rozważamy upadek Jezusa - może po to, abyśmy mogli sobie lepiej uświadomić, że upadanie jest czymś na wskroś ludzkim. Ale najważniejszą nauką płynącą z Jezusowych upadków jest ta, że nieważne, ile razy i jak się upadnie, ale najważniejsze jest, aby się umieć podźwignąć.
Panie Jezu, dziękujemy Ci za Twoje uparte podnoszenie się z upadków, mimo skrajnego wyczerpania i bólu. Kiedy trudno nam powstać, Ty nas podźwignij i spraw, abyśmy my sami nigdy nie przechodzili obojętnie obok tych, którzy upadają obok nas i trwają w swoich upadkach. Niech nasza rodzina daje zawsze piękne świadectwo o Twojej miłości. Daj nam kochające serca, otwarte na drugiego człowieka, niezależnie, w jakim położeniu się znajduje, i ręce chętne do pomocy.
Odebrano Panu Jezusowi wszystko, co miał. Pozbawiony tego, co materialne, stał, gotowy na śmierć. Ale mimo że odarty ze wszystkiego, to jednak pełen godności - Syn Boży, Bóg-Człowiek.
Każdy z nas w obliczu śmierci będzie musiał rozstać się z tym, co doczesne i materialne. Zostanie tylko to, co zgromadziliśmy w swoim sercu, duchowe bogactwo, które odkładaliśmy w nim przez całe swoje życie. Obyśmy w chwili śmierci byli naprawdę bogaci... duchem.
Panie Jezu, dziękujemy, że uczyłeś nas: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje" (Mt 6, 19-21) i że pokazałeś nam to swoim przykładem.
Pozwolił się przybić do krzyża. I od tej pory już nikt nie może powiedzieć: „Bóg jest daleko, hen w niebie i biernie przygląda się naszemu cierpieniu", bo pozwalając się przybić do krzyża, Bóg zszedł w sam środek człowieczego cierpienia, stał się człowiekiem we wszystkim - oprócz grzechu. Pokazał nam, jak bardzo obchodzą Go nasze ludzkie krzyże - do tego stopnia, że zgodził się przyjąć ten najcięższy - krzyż odrzuconej miłości Ojca-Stwórcy do swego stworzenia.
Panie, obyśmy zawsze mieli świadomość, że przybijani do naszych codziennych krzyży, nie jesteśmy nigdy sami. Nawet jeśli jesteśmy opuszczeni przez ludzi i wydaje nam się, że nikt nie wie, jak bardzo cierpimy, to Ty wiesz na pewno, bo Ty znasz najlepiej ciężar każdego krzyża i każdy ból krzyżowania. Zawierzamy Ci wszystkie nasze życiowe krzyże.
Jezus, Mesjasz, Bóg-Człowiek umiera na krzyżu - umiera z ręki człowieka. Oto najtragiczniejszy akt ludzkiej historii.
Panie, obyśmy Cię nigdy więcej nie krzyżowali, nie zabijali w swoich sercach i w sercach naszych dzieci. Żyj w nas. Żyj w naszej rodzinie do końca naszych ziemskich dni. Abyśmy kiedyś mogli się razem z Tobą radować w Królestwie Niebieskim i aby nikogo z naszej rodziny tam nie zabrakło.
Maryja mogła nareszcie przytulić do serca umęczone ciało swego ukochanego Syna. Przed Jej matczynymi oczami przesunęły się na pewno niezliczone obrazy: szczęścia i bólu, radości i lęków.
Ileż matek na całym świecie doświadczyło i doświadcza bólu z powodu śmierci swoich dzieci - śmierci fizycznej i śmierci duchowej.
Matko Boża, któż lepiej od Ciebie rozumie troski matczynego serca. Tobie zawierzamy nasze dzieci - ich całe życie: doczesne i wieczne. Miej je w opiece, aby były bezpieczne na ziemi i aby nigdy nie zagubiły drogi prowadzącej do Domu Ojca.
Cisza grobu. W tej ciszy każdy może usłyszeć coś innego. Coś, co szczególnie zajmuje jego serce: tęsknotę, żal, wyrzuty sumienia, rozpacz, ulgę...
Co czujemy, stojąc u grobu Chrystusa? O czym myślimy, uświadomiwszy sobie, że oto wszystko się dokonało - nasze zbawienie stało się faktem. Mamy otwartą drogę do nieba. Trzeba tylko na nią wejść i iść. Drzwi są otwarte, ale droga jest wyboista i kręta. Trzeba uważać, żeby z niej nie zboczyć. Łatwiej jest iść razem, trzymając się za ręce, dodając otuchy tym, którzy słabną, podnosząc upadających, pocieszając zrezygnowanych.
Panie Jezu, przez swoją mękę i śmierć, dokonałeś tego, co najtrudniejsze - otworzyłeś drzwi prowadzące do życia wiecznego dla każdego z nas. My musimy tylko iść po Twoich śladach, wiernie i cierpliwie. Dziękujemy Ci za naszą rodzinę. Dziękujemy, że możemy iść razem, wspierając się i umacniając. Błogosław nam na tej drodze.
Panie Jezu, ofiarujemy Ci to rozważanie drogi krzyżowej i prosimy, abyśmy dzięki niemu zbliżyli się bardziej do Ciebie i Twego krzyża i stali się lepsi. Spraw, aby nasze serca były bardziej wrażliwe i wyczulone na cierpienia i potrzeby innych - nie tylko w rodzinie, ale w każdym środowisku, do którego nas posyłasz. Abyśmy byli szczerze zatroskani o losy świata, w którym żyjemy, i Kościoła, którego jesteśmy członkami. Prosimy Cię, udziel nam potrzebnych do tego łask i przebacz nam nasze grzechy i zaniedbania dobra. Amen.